Cenię sobie to, że nie jestem na bieżąco z polityką. To mój taki white-male-heterosexual-middle class priviledge, za który często jest mi wstyd, ale który daje mi istotny dla mnie komfort psychiczny. Nie śledzę wiadomości (ostatnio koledzy się ze mnie śmiali, czy w ogóle słyszałem o pandemii; nie jest jeszcze ze mną aż tak źle). Nie interesuję się polityką w znaczeniu partyjnym. W ciągu ostatnich osiemnastu lat był taki czas, że dużo godzin dziennie poświęcałem na śledzenie polityki. Oglądałem telewizje informacyjne, słuchałem informacyjnego radia, czytałem gazety, śledziłem i prowadziłem dyskusje w różnych zakamarkach internetu.
Kilka lat temu musiałem to mocno psychicznie przepracować i od tamtej pory unikam polityki. Odciąłem się. To było jak wyjście z nałogu. Oczywiście nie jest tak, że ja w ogóle nie wiem, co się dzieje w kraju. Dowiaduję się, najczęściej z memów, które żona mi od czasu do czasu podsyła, a później się irytuje, że musi mi tłumaczyć kontekst, bo ja nic o danej historii nie słyszałem. Można więc powiedzieć, że dowiaduję się w miarę na bieżąco.
To nie jest tak, że możesz postawić mur między sobą a polityką i być wolnym człowiekiem. Macki polityki, w ten, czy inny sposób, zawsze dosięgną. Polityka ma wpływ na nasze życie, niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie. Właśnie dlatego to ważne, żeby w niej uczestniczyć.
Ja sam w ostatnim czasie łapię trochę więcej polityki w głowę. Włączyłem się w parę dyskusji o polityce, z czym nigdy nie miałem problemów. Chodziło mi tylko o to, żeby być w tych rozmowach podmiotem, żebym to ja decydował, kiedy się włączam, a kiedy wyłączam. Komfort psychiczny przede wszystkim.
Wczorajszej debaty nie oglądałem, bo po co? Czy dowiedziałbym się z niej czegoś nowego? Nie sądzę. Czy zmieniłbym poglądy na jakieś kwestie? Nie wydaje mi się. A tylko bym się narażał na styczność ze szczujnią, jaką PiS stworzył w mediach publicznych. Dziękuję, postoję.
Od kilku miesięcy pracuję jednak z ludźmi, którzy o polityce lubią rozmawiać. To może być zresztą niedopowiedzenie, część z nich to typowi fanboje poszczególnych partii politycznych. A jeśli jest coś, czego w rozmowach o polityce nie lubię, to jest to właśnie zjawisko fanbojstwa. Zostałem wychowany i dorastałem w kulturze samokrytycyzmu. Wokół mnie można narysować krąg krytycyzmu, który rozrzedza się, im jest dalej ode mnie. Staram się być najbardziej krytyczny wobec najbliższej mi partii i z większą wyrozumiałością podchodzić do innych. Bezzasadnie oczekuję podobnej praktyki od innych. I dlatego fanbojów nie cierpię, cierpię natomiast, gdy są obok.
Za kilka dni wybory, za tydzień o tej porze będziemy pewnie znali wyniki (z dokładnością do kilku pojedynczych mandatów). I ja was niniejszym chciałem zaprosić na wybory. Chodźcie, zagłosujcie.
Referendum? Róbcie, co chcecie, ja nie wezmę udziału.
Ja sam nie zawsze głosowałem. Przez kilka lat przed 2015 roku świadomie odmawiałem oddania ważnego głosu. Może ktoś się chce dowiedzieć, co się zmieniło w 2015 roku, a może ktoś już skojarzył fakty?
Najbliższa mi partia to polska lewica. Nie podam wam jej nazwy, bo już sam nie wiem, jak się nazywa. Nie ma to dla mnie znaczenia. To na ich przedstawicielkę oddam głos. Więc, skoro już wiecie, na kogo zagłosuję i wiecie, że namawiam was do głosowania, to…
Pewka, zagłosujcie na lewicę razem ze mną. Jeśli jak jak mi, zależy wam na tym, by Polska była krajem przyjaznym, sprawnym, tolerancyjnym, troszczącym się o najsłabszych – oddajcie ważny głos na kandydatki lub kandydatów lewicy.
I to pewnie mógłby być koniec, ale jak sądzę, nie wszyscy będziecie chcieli głosować na lewicę. Być może część z was wcale nie jest przekonana do lewicy, ma np. bardziej liberalne spojrzenie na gospodarkę. I to jest naprawdę ok, nie chodzi o to, żeby się wszyscy we wszystkim zgadzali. Znajdź kandydata lub kandydatkę, którzy najbardziej ci odpowiadają i oddaj na nich głos. Być może uważasz, że należy wesprzeć największą partię rywalizującą z PiS i chcesz poprzeć Koalicję Obywatelską.
Nie zgadzam się z tym poglądem, ale nie zamierzam cię (dzisiaj) przekonywać. Znajdź na liście KO odpowiednich kandydatów i oddaj na nich ważny głos. Jeśli głosujesz w Warszawie, mogę polecić ci obecną na dziewiątym miejscu Dorotę Łobodę. Jeśli chcesz zagłosować na KO rozważ zagłosowanie na Łobodę.
A może jesteś rozczarowan_ KO i choć masz poglądy zbliżone, nie chcesz na nich głosować? W końcu to jedna z niewielu możliwości, by zademonstrować swoje niezadowolenie. Żaden problem, system wielopartyjny ma tę zaletę, że możesz poszukać innych partii. Znajdź sobie kogoś z, na przykład, Trzeciej Drogi. Poszukaj kogoś z poparciem Polski 2050, tam też powinni się trafić ludzie, którym zależy na Polsce otwartej na Innego. Pewnie częściej, niż wśród PSL. Jeśli głosujesz z Warszawy, możesz sprawdzić na przykład postulaty Bożenny Hołowni (zbieżność nazwisk pewnie nieprzypadkowa, ale brak pokrewieństwa z Szymonem).
Nie bój się oddać głosu zgodnie ze swoim sumieniem. Nie musisz oddawać głosu na największą partię, jeśli nie jest najlepszą reprezentantką twoich przekonań. Powinniśmy, jako obywatele, dążyć do tego, by jak największa część społeczeństwa była reprezentowana przez najbliższych sobie polityków, a nie tych, których wymusza na nas strach lub konformizm. Pomóż małym partiom dostać się do sejmu. Więcej partii w sejmie, to większe spectrum społeczeństwa ze swoimi reprezentantami. To większa szansa na szukanie kompromisów w parlamencie i budowanie mostów, a nie murów.
I dlatego powinniśmy iść na wybory. Powinniśmy wyżej cenić różnorodność, niż stabilność rządzenia przez jedną partię.
Photo by Polina Kovaleva
Jeśli czegoś Ci tutaj brakuje, napisz w komentarzu. Dzięki Tobie będę mógł pisać bardziej interesujące teksty!