NOTA:Wracamy po latach. A w zasadzie to po jednym. Nooo, po półtora. W pierwszej połowie 2022 roku zainicjowałem cykl comiesięcznych wpisów z króciutkimi recenzjami książek, które zdarzyło mi się przeczytać (lub przesłuchać) w mijającym miesiącu. Po kilku wydaniach cykl sam z siebie zmarł, a później i tak historia bloga przeszła do historii. Więc teraz tabula rasa, feniks z popiołów i te sprawy.
Mirin Fader, Giannis. Nieprawdopodobna historia mistrza NBA, wyd. SQN 2022
Pamiętam jak za dzieciaka w pierwszej połowie lat 90. oglądałem w telewizji powtórki meczów NBA. Cały świat zachwycał się wtedy Michaelem Jordanem i grą Chicago Bulls z ich słynną ofensywą trójkątów. Ale później na długo zapomniałem o koszykówce. Wróciłem do NBA w niezbyt sprzyjającym dla niej okresie – podczas pandemii COVID-19, gdy liga grała zamknięta w bańce w Orlando. Ligę wygrało wtedy Los Angeles Lakers z niezawodnym LeBronem Jamesem, pokonując w finałach Miami Heat. Bucks, dla których gra Giannis Antetokounmpo, posypali się w Orlando jako domek z kart. Pierwszym mistrzem NBA z rodziny Antetokounmpo został Kostas, grający wtedy ogony w LAL.
Giannis został mistrzem NBA, uwaga spoiler, rok później, pokonując w finałach Phoenix Suns. Powiedzieć, że droga Giannisa do mistrzostwa była zawiła, to nic nie powiedzieć. Bo jak można wyrazić słowami historię chłopaka, który urodził się w Grecji, a mimo to był tam obcy? Który nie miał żadnych praw, żadnych dokumentów, a spotkanie z policją mogło całą rodzinę doprowadzić do deportacji do Nigerii? Który zaczął grać w koszykówkę w wieku dopiero 13 lat, by 5 lat później trafić do najlepszej ligi świata? Który, można odnieść takie wrażenie, dostał papiery tylko po to, żeby opuścić Grecję?
Autorka bardzo dużo miejsca poświęca ciężkiemu dzieciństwu Giannisa. Pisze o wielokrotnych przeprowadzkach i eksmisjach, o sprzedawaniu świecidełek na targach i plażach, żeby rodzina miała co jeść, a także o silnych więzach Giannisa z rodzicami i braćmi.
Ale to, co mnie najbardziej poruszyło, to fragmenty o… polityce greckiej. O Złotym Świcie i wszechobecnym rasizmie. Fragmenty te czytałem sobie w głowie głosem Dionisiosa Sturisa, którego reportaże o Grecji to jest peak polskiego reportażu i nie zapraszam w ogóle do dyskusji.
Można płakać. Na przykład, gdy się czyta taki fragment:
Uwaga, rasizm
“Przypomnijcie mi, co ta małpa robi? Ano tak, gra w kosza” – napisał na Twitterze Konstantinos Kalemis, koordynator do spraw uchodźców w greckim Ministerstwie Edukacji, a potem jeszcze nazwał Giannisa “niewdzięcznym czarnuchem”, dodając, że “jest tylko analfabetą, który nagle ubzdurał sobie, że jest mesjaszem… Giannis nie jest nawet człowiekiem”.
fragment książki
I jedyne, co mnie w książce irytuje, to… Urywane. Krótkie. Zdania. Które. Mają. Chyba. Wprowadzać. Atmosferę. Smutku. I. Zadumy. Szczególnie w tych fragmentach, w których autorka opisuje niewesołe dzieciństwo Giannisa.
Harry Harrison, Bill, bohater galaktyki, wyd. Rebis 2023
Bill ma marzenia. Jest w trakcie korespondencyjnego kursu na operatora mechanika roztrząsaczy obornika i ma już w głowie plan na siebie. Pech chciał, że pod wpływem środków odurzających i manipulacji… wstępuje do armii.
Ludzkość prowadzi kosmiczną wojnę z Chingerami, rasą jaszczurokształtnych, ponad dwumetrowych istot z innych części kosmosu. Bill przechodzi intensywne szkolenia, trafia na front i…. aaaa co ja wam będę spoilerował.
Harry Harrison zrobił w fantastyce coś, czego się zbyt często nie robi. Nasze ulubione space opery prezentują nam bohaterskich kosmicznych wojaków i choć nieraz możemy się natknąć na moralne dwuznaczności, autorzy nie pozwalają nam zapomnieć, kto jest tym dobrym, a kto tym złym. Harrison z kolei napisał prześmiewczą historię wojny kosmicznej. Połączenie wojaka Szwejka i bombardiera Jossariana, którego przygody, od zwykłego trepa do bohatera i z powrotem przez zdrajcę i konspiratora nie pozwalają nam ani na chwilę wytchnienia.
Parodia militaryzmu, wojskowego sznytu, armii i wojny.
– Zaraz pójdziemy na śniadanie, ale najpierw potrzebuję paru ochotników do lekkiej roboty. Kto z was potrafi pilotować śmigłowiec?
Fragment książki
Dwaj rekruci z nadzieją unieśli ręce i Kostucha kazał im wystąpić przed oddział.
– Dobra, wy dwaj, brać ścierki, kubły, i do latryny. Reszta będzie jadła, a wy sobie trochę posprzątacie. Nabierzecie apetytu na obiad.
Ale jeśli myślicie, że to tylko prześmiewcza książeczka o wojnie, to się grubo mylicie. Jak doczytacie do końca, to zrozumiecie, że nie ma dla nas nadziei.
Łukasz Ronduda, Tomasz Szerszeń (red.) Oświecenie, czyli tu i teraz, wyd. Karakter 2021
Bogato ilustrowany zbiór refleksji na temat oświecenia wydany przy współpracy z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Autorzy tekstów, wśród których znajdziemy m.in. Wojciecha Orlińskiego, Rafała Matyję i Agatę Sikorę, na pozór zwracają uwagę na różne aspekty naszej rzeczywistości. W gruncie rzeczy jednak, wszystkie teksty są rozważaniami o tym, czy oświecenie było, czy wciąż jest.
Każdy esej poprzedzony jest zbiorem rysunków i rycin pochodzących ze Stanisławowskiego Gabinetu Rycin oraz nawiązujących do nich, stylem lub tematem, prac współczesnych twórców. Na mnie największe wrażenie zrobiły prace Goshki Macugi, które, nawiązując do prac doby oświecenia, mają wyraźne związki z naszym życiem publicznym.
Wiele stron zostało poświęconych na “odczarowanie oświecenia” i pokazanie, że pomimo swojej uniwersalistycznej retoryki, daleko oświeceniu było do realizacji postulowanych ideałów. To nie przypadek, że w tytule znalazło się “tu i teraz”, oto bowiem mając świadomość niedoskonałości realizacji ideałów oświecenia, możemy je poprawić i sprawić, by było czymś więcej, niż tylko fasadą.
Jak to zwykle bywa w zbiorach esejów, jedne wydają się lepsze, inne słabsze. To nie jest kwestia obiektywnych kryteriów, a subiektywnej, osobistej opinii. Tym samym chciałbym zwrócić waszą uwagę na kilka esejów, które zrobiły na mnie zdecydowanie najlepsze wrażenie. W moim przekonaniu absolutnie najlepszym esejem jest “Piękna mulatka”. Rasa/płeć/uniwersalizm Olgi Stanisławskiej. Wielkie słowa uznania również dla Iwony Kurz za jej Oświecone. Esej Adama Lipszyca Akty oświecenia. W czarnym zwierciadle literatury skłonił mnie z kolei do zamówienia wydania zbiorczego twórczości Hermana Melville’a.
Michał Kokot, Polska na podsłuchu. Jak Pegazus, najpotężniejszy szpieg w historii, zmienił się w narzędzie brudnej polityki, wyd. Agora 2023
To jedyna książka w tym zestawieniu, która nie pochodzi z mojej Gry w książki. Przesłuchałem ją jeszcze przed wyborami (również przed wyborami to piszę, więc wierzcie mi lub nie, nie mam pojęcia, kto je wygrał) w ramach subskrypcji jednego z serwisów internetowych.
Książka nie nastraja optymistycznie. Jest w zasadzie kolejnym dowodem na to, że nigdy w historii (a przynajmniej w mojej historii) instytucje państwa nie zostały w tak ogromnym stopniu podporządkowane partii politycznej. I możemy udawać, że no jak partii, przecież PiS i Solidarna Polska to dwie partie, to nie PiS rządzi prokuraturą tylko Ziobro i tak dalej. Żarty na bok.
Kokot strona po stronie pokazuje, w jaki sposób służby specjalne, prokuratura i sądy zostały podporządkowane partii politycznej, a co za tym idzie – są narzędziem w walce politycznej. Powiedziałbym, że to jest skandal, tylko że my to wszystko wiemy, i, brzydko mówiąc, koło pędzla nam to lata. Nic się nie zmienia. Nie widzę możliwości, by miało się coś zmienić w najbliższej perspektywie czasowej. Zaszliśmy już tak daleko w demontażu instytucji państwa, że powrót na łono cywilizowanej polityki zajmie dziesięciolecia.
Wróćmy do książki. Muszę was wszystkich ostrzec. Wbrew tytułowi, ta książka nie jest o Pegazusie. To, mam takie wrażenie, pisana na kolanach biografia Krzysztofa Brejzy, w której Pegazus jest tylko przypadkowym bohaterem. W tym sensie można mieć żal do wydawcy lub autora, że tytułem w sposób bezczelny wprowadza w błąd. Cała, dosłownie cała, książka jest na temat śledztwa CBA ws. lewych faktur w rządzonym przez ojca Krzysztofa Brejzy Inowrocławiu.
Żal nie powinien jednak przesłaniać nam tego, że to, w jaki sposób prowadzone było śledztwo i w jak instrumentalny sposób traktowane są instytucje publiczne (służby, prokuratura, media publiczne) na potrzeby partii politycznej budzi nawet nie grozę, co po prostu oburzenie. Nieprawdopodobne, że do tego doszło, że do tego doprowadziliśmy, że się na to, jako społeczeństwo, godzimy. Nie ma dla nas ratunku.
Kolejne podsumowanie już za miesiąc:)
Jeśli czegoś Ci tutaj brakuje, napisz w komentarzu. Dzięki Tobie będę mógł pisać bardziej interesujące teksty!